Nazywamy się Kamil i Karolina Kamińscy. Mamy 26 i 23 lata i jesteśmy małżeństwem od dnia 29 sierpnia 2020 r. Chcielibyśmy się z Wami podzielić naszym doświadczeniem związanym z tym wyjątkowym dla nas dniem oraz naszą drogą w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka.
Kamil w KWC
W KWC jestem od 2 lutego 2019 r. aczkolwiek moja historia z „niepiciem” alkoholu zaczęła się kilka lat wcześniej. Dorastałem w dużej rodzinie, w której alkohol nie był obcy przy każdej zabawie i spotkaniu rodzinnym, więc łatwo było mi wejść w tok myślenia, że zabawa bez alkoholu to nie zabawa i z takim przekonaniem żyłem do mojej osiemnastki. Dzięki Panu Bogu udało mi się dotrzymać przysięgi złożonej na I Komunii Świętej. Pierwsze wyczekiwane osiemnastki i wesela „wreszcie” przyszły i wiecie co?… Bardzo się na nich zawiodłem. Nie czułem szczerej radości tylko niekontrolowaną głupawkę, nie mogłem uczestniczyć do końca wesela mojego bliskiego kuzyna, bo nie byłem w stanie. Mówiąc krótko mocno zawiodłem się mimo moich wielkich oczekiwań, jednak nie przeszkodziło mi to, żeby dalej próbować. Namawiałem przyjaciół do picia, żeby nie być w tym sam, bo przecież w głowie miałem dalej te rodzinne alkoholowe imprezy, więc musi być fajnie skoro bez alkoholu przeważnie było sztywno. Nie zrozumcie mnie źle nie byłem z tych osób, które piły do upadłego, piłem dosyć rzadko, bo na szczęście nie miałem okazji, ale widziałem w tym jedyny sposób, w którym można być sobą, można być szczęśliwym (idealny środek do zjednywania ludzi, odwagi i pokonywania barier).
Po około półtora roku moje utopijne myślenie o alkoholu gwałtownie się zmieniło. Miałem okazję poznać jego inną stronę. Już nie tylko w działaniu na samych zabawach, ale i skutki w rodzinach. Poznałem historię kilku bliskich mi rodzin, w których występował problem z alkoholem. Pobicia, szantaż emocjonalny, zniszczona psychika ofiar. Nie z tej strony poznaliśmy się z alkoholem. Wywróciło mi to myślenie o 180 stopni. Można powiedzieć, że spowodowało to u mnie poniekąd uraz i fobię. Przestałem całkowicie pić, ciężko mi było zaakceptować to nawet u innych. Stało się to moim kryterium w ocenianiu innych (lepsi i gorsi). Uderzyło mnie to na tyle mocno, że przez moją wrażliwość stałem się przeciwnikiem alkoholu w złym tego słowa znaczeniu. Zamiast przeciwnikiem alkoholu stałem się przeciwnikiem alkoholików. Mimo, że nie wyrzucałem tego publicznie to w sercu to cały czas rosło. Nie mogłem zaakceptować nawet małych ilości alkoholu w związku. Unikałem kontaktu z osobami pijącymi. Zajęło mi to kolejne dwa lata, żeby nauczyć się na nowo kochać każdego pijącego czy niepijącego. Łatwo było wpaść, a gorzej z tego wyjść. W moim przypadku nie było tak owego problemu z piciem, a z kochaniem i akceptacją – wymaganiem od drugiego, a nie potępianiem.
Oczywiście to, że nie wpadłem w alkoholizm to moim zdaniem zasługa Pana Boga, że postawił na mojej drodze takich, a nie innych ludzi i stworzył mnie w taki sposób, że te historie mogły do mnie dotrzeć. Żyłem „w swojej” wstrzemięźliwości przez kilka lat i trzymałem ją egoistycznie dla siebie kiedy to poznałem moją żonkę Karolinkę, która jak się okazało jest w „czymś takim” jak KWC. Coś o tym kiedyś słyszałem aczkolwiek nie zagłębiałem się w ten temat. Piję? Nie piję, więc co za różnica. Po ponad pół roku związku udało się jej namówić mnie na zapoznanie się i podpisanie Krucjaty. Jak się później okazało nie był to zwykły dzień, ale święto Ofiarowania Pana Jezusa (Matki Bożej Gromnicznej). Byłem, podpisałem i zobaczyłem… na własne oczy, jak wielkie to znaczenie miało dla innych. Zaprowadzili mnie na jakąś Agape, okrążyło mnie kilku chłopów i ku mojemu zdziwieniu zaczęli podawać mi ręce i szczerze dziękować za to, że to zrobiłem. Nie było w ich oczach ani grama sztuczności, ale autentyczna wdzięczność. Kto by pomyślał, że „zwykły podpis” (wyrzeczenie) w danej chwili z niczego, bo przecież już nie piłem, mogło dać osobie z uzależnieniem alkoholowym tyle motywacji i nadziei, że ktoś zrezygnował z alkoholu na całe życie. Zrozumiałem, że warto schować swój egoizm i nie trzymać rzeczy dla kogoś istotnych tylko dla siebie.
Karolina w KWC
Jestem osobą towarzyską i jeżeli ktoś mnie lepiej zna to wie, że nieraz bywam głośna i szalona. Nie potrzebowałam alkoholu do dobrej zabawy, bo wiedziałam, że i tak będę się dobrze bawić. Bardzo lubię tańczyć i dobrze się czuję na spotkaniach ze znajomymi, dlatego na osiemnastkach, mimo że za niedługo miałam mieć swoją, nie piłam, bo i tak się dobrze bawiłam. Niestety na tych osiemnastkach widziałam dużo nieprzyjemnych scen związanych z nadużyciem alkoholu, co tym bardziej mnie odrzucało.
Rok 2015 był dla mnie przełomowy. Był to rok początkowej drogi nawrócenia, czyli bliskiego poznania Boga, stworzenia szczerej relacji z Nim i przemiany swojego życia. W tym też roku miałam okazję pojechać na swoją pierwszą Oazę – Oazę studencką do Kamionki. Tam również wiele Łask otrzymałam od Boga i pierwszy raz usłyszałam o Krucjacie. Była to końcówka lipca, czyli miesiąc przed moją osiemnastką. Postanowiłam, że chcę podpisać i złożyć deklarację kandydacką na rok i tak się stało. Miesiąc później miałam osiemnastkę bezalkoholową, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że można żyć bez alkoholu. Rok później pojechałam na kolejną Oazę wakacyjną i stwierdziłam, że chcę przedłużyć swoją krucjatę o kolejny rok. Był to dla mnie piękny czas i wiedziałam, że chcę dalej trwać we wstrzemięźliwości.
W 2017 r. miałam okazję pojechać na Oazę Rodzin do Zakopanego, aby opiekować się dziećmi. Na dzień wspólnoty pojechaliśmy do Krościenka nad Dunajcem, czyli do głównego miejsca Ruchu Światło-Życie. Kilka dni wcześniej Ksiądz rozmawiał ze mną i zadał mi pytanie czy będę tak cały czas chciała podpisywać deklarację kandydacką skoro i tak nie będę piła? To pytanie bardzo do mnie trafiło i dotarło do mnie, że uciekam i boję się podjąć decyzji na całe życie (bo może mi się odwidzieć, a tak to już nie będę piła do końca życia). Podpisałam deklarację i cały czas będąc w Krościenku myślałam i wahałam się czy podejść i złożyć to postanowienie. Ostatecznie podjęłam decyzję, że chcę zostać członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Pan Bóg mi dał tę Łaskę, że mogłam akurat w Krościenku złożyć swoją deklarację. Nie żałuję swojej decyzji. Zrobiłam to dla Boga, Polski, dla osób z uzależnieniem alkoholowym, ale również dla siebie. Nie wiem jak zachowałabym się po alkoholu, czy byłabym w stanie zachować umiar w piciu, wiem, że nie chciałabym tracić kontroli nad swoim ciałem. Nieraz szatan szepcze do ucha pokusy ciekawości jak smakuje alkohol, ale wiem dla kogo to robię, dlaczego podpisałam tę Krucjatę i dlatego motywuje mnie to do dalszej wstrzemięźliwości. Pan Bóg zesłał mi wiele osób, którzy wspierają mnie w Krucjacie, w tym mój Małżonek Kamil, moi rodzice, a także nasi przyjaciele, którzy również trwają z nami w tej deklaracji.
Ślubne przygotowania
Zaręczyliśmy się 14 lutego 2020 r. w dzień świętego Walentego w Zakopanem. Jak łatwo obliczyć od zaręczyn do ślubu zeszło pół roku. Od razu wpadliśmy w szał przygotowań standardowego dużego wesela. Salę udało nam się szybko znaleźć, a potem dograć zespół, kamerzystę i fotografa. Wesele zaplanowaliśmy na 150 osób. Kiedy mieliśmy już wszystko dograne okazało się, że jest covid. Tygodnie lockdownu trwały, a my zastanawialiśmy się jak to będzie w sierpniu, czy uda nam się wziąć ślub i wyprawić wesele. Szybko założyliśmy, że wolimy poświęcić przyjęcie weselne niż przesunąć datę ślubu na późniejszy czas. W czerwcu zaczęło powoli życie wracać do normalności, a my mieliśmy dylemat. Okazało się, że tak naprawdę głęboko w nas siedzi pragnienie wyprawienia innego wesela, takiego jak dawniej – małego, swojskiego wesela w gronie najbliższych osób.
Zostało 2 miesiące do ślubu i stwierdziliśmy, że robimy to „po naszemu”, czyli tak jak nam serce podpowiadało. Odwołaliśmy wszystkie rezerwacje i układaliśmy wesele od początku. Pan Bóg nam tak pomagał, że udało nam się znaleźć wiejską altanę, a z pomocą naszych rodzin i przyjaciół na czas znaleźliśmy wodzirejów, catering i całą resztę potrzebnych nam rzeczy. Wiele rzeczy zaplanowaliśmy zrobić własnoręcznie. Na szczęście nie obyło się bez pomocy innych np. w przystrajaniu sali, w robieniu ozdób, śpiewników, zaproszeń, paczuszek z cukierkami, itp. Postanowiliśmy, że na naszym weselu będzie najbliższa rodzina i grupa naszych najbliższych przyjaciół. W sumie zamknęliśmy się w 40 osobach.
Wesele bez procentów
Od początku planowaliśmy wesele bezalkoholowe czy to na 150 osób czy mniejsze. Spotkaliśmy się z różnymi opiniami i namowami, jednak twardo trzymaliśmy się przy swoim postanowieniu. Nie chcieliśmy ulec presji innych, bo mieliśmy w świadomości, że to ma być nasz dzień i nasz sposób na dzielenie się tym dniem z innymi. Oczywiście zawarliśmy w naszych zaproszeniach, że wesele będzie bezalkoholowe z nadzieją, że wszyscy zrozumieją i zaakceptują naszą decyzję oraz to, że zależało nam, aby nasi goście przyjęli Komunię Świętą w naszej intencji. Bardzo ważnym aspektem w organizacji takiego wesela okazał się wybór odpowiedniego zespołu, który będzie potrafił rozbawić ludzi. Dzięki Pan Bogu znaleźliśmy taki zespół, który miał już również doświadczenie w organizowaniu zabaw bezalkoholowych. Wspólnie postawiliśmy na dużą ilość zabaw integracyjnych, żeby zachęcić ludzi do wyjścia na parkiet nie tylko tańcem, ale i wspólnymi zabawami. Chcieliśmy, aby atmosfera wesela była swobodna i aby goście tak się czuli. Staraliśmy się zaangażować rodzinę i przyjaciół do różnych czynności, aby stali się częścią naszego dnia np. do czytań na Mszy Świętej, do przygotowań i dekoracji, do prowadzenia nas do ołtarza. Nie chcieliśmy tylko osób, które przyjdą i pójdą z wesela, ale które będą jego częścią.
29.08.2020 r.
Kilka dni przed ślubem zapowiadali deszcz, co nas martwiło. Altana na świeżym powietrzu rządzi się swoimi prawami, ale na szczęście właściciele altany obili ją dzień przed weselem, przez co nie musieliśmy się martwić o wiatr i deszcz. Nadszedł dzień 29 sierpnia 2020 r., a pogoda była jak marzenie. Nawet w nocy można było chodzić z krótkim rękawkiem. Przyszła godzina 13.00 i w łączności z Bogiem staliśmy się małżeństwem!
Na weselu rodzice przywitali nas samym chlebem i solą, zamiast toastu podzieliliśmy się chlebem z każdym naszym gościem, a przed pierwszym posiłkiem poprowadziliśmy modlitwę dziękczynną. Dzięki świetnemu zespołowi nie musieliśmy się martwić o zabawianie ludzi (co jest niezwykle ważne przy braku alkoholu, bo nie każdy potrafi się tak bez niego otworzyć). Poza główną zabawą zamówiliśmy kilka atrakcji, żeby trochę urozmaicić nasze wesele takie jak tor przeszkód w alkogoglach (naprawdę polecamy!), zimne ognie czy wielką ramkę i rekwizyty do wspólnych zdjęć. Niedaleko altany rozpaliliśmy ognisko, przy którym można było posiedzieć i poodpoczywać. Dzięki naszym przyjaciołom zorganizowaliśmy też małe biesiadne grajkowanie. Pozabieraliśmy z domów instrumenty, oni przygotowali śpiewniki i tak wspólnie poprowadziliśmy przyśpiewki.
Wnioski poślubne
Patrząc na to wesele po czasie naprawdę nie żałujemy naszej decyzji. Nie odczuliśmy braku alkoholu. Znakomicie się czuliśmy i bawiliśmy. Cudowne jest to, że przez cały czas trwania wesela mogliśmy mieć pełny kontakt z naszymi gośćmi. Do każdego mogliśmy w każdej chwili podejść, porozmawiać, pośmiać się, poprosić o radę i rozmowę… i to na trzeźwo! Przykładem jest to, że ok. 1.00 w nocy podeszliśmy do cioci i wujka i mogliśmy wysłuchać ich świadectwa i przepisu na szczęśliwe małżeństwo (gdzie w tych godzinach na weselach ciężko o trzeźwą rozmowę), a tutaj mogliśmy wysłuchać wspaniałej historii ich życia. Większość z gości świetnie się bawiła i usłyszeliśmy wiele pozytywnych słów o takim rodzaju wesela. Były też takie osoby, które nie wyobrażały sobie wesela bez alkoholu i podchodziły do niego sceptycznie i z niechęcią, a po wszystkim przyznawali, że byli w szoku i potwierdzili nam, że naprawdę da się dobrze bawić bez alkoholu.
Na pewno chcielibyśmy zachęcić do tego, aby nie ulegać presji, iść pod prąd i ryzykować, jeżeli chce się czegoś co jest dla świata „nienormalne”, ale w oczach Boga piękne. Ile byśmy w tym weselu nie zrobili i czego byśmy nie przygotowali cały czas mieliśmy w głowie, że gdyby nie pomoc Pana Boga nic by z tego nie wyszło. W wielu sprawach musieliśmy MU zaufać, ponieważ zespół, nowych fotografów i kamerzystów mieliśmy z polecenia. Kiedy zdjęcia i filmy próbne mogliśmy obejrzeć, tak jeżeli chodzi o zespół to nie mieliśmy okazji ich wcześniej usłyszeć, ale zdaliśmy się na słowo naszego przyjaciela, który nam ich polecił. Wystarczyłaby nagła zmiana pogody czy inne pozornie mało znaczące rzeczy, a mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej. Zaufaliśmy Panu Bogu i ludziom, bo każdy włożył tutaj swoją cegiełkę, bez której wesele nie wyglądałoby tak wspaniale jak wyglądało. Krótko mówiąc dzięki Panu Bogu udało nam się załatwić w dwa miesiące to, co zwykle inni przygotowują w dwa lata.
Czy byłoby wesele czy nie to jesteśmy wdzięczni Bogu, że jesteśmy już małżeństwem i możemy wspólnie uczyć się miłości!
Karolina i Kamil